poniedziałek, 14 lipca 2014




Post na pewno nie "ku pamięci", ale informacyjnie dla rodziców szukających odpowiedzi na dręczące pytania trzydniówkowe.
Tak jest bowiem, że gdy chorujemy, to pierwszym naszym doktorem jest Pan Internet. Uważam, że to nic złego, jeśli mimo tego pójdziemy do lekarza,
a  znalezione informacje będziemy traktować tylko poglądowo. 




Trzydniówka to gorączka trzydniowa, nazywana również rumieniem nagłym. Jest chorobą wirusową, która występuje najczęściej u dzieci w wieku od 6 miesięcy do 3 lat. Ponieważ jedynym objawem towarzyszącym trzydniówce jest wysoka temperatura, trudno jest ją na początku zdiagnozować. 
Nasza przygoda z wirusem zaczęła się w poniedziałek. Maja miała super humor, bawiła się jak zwykle. Gdy ją przytuliłam to poczułam, że jest cieplejsza niż zwykle, ale ze względu na to, że było tego dnia gorąco, a ona biegała po domu, to ciepłotę jej ciała zwaliłam na owe czynniki. Po chwili zrobiła się jakaś spokojniejsza, chaotyczna, nadal gorąca, wobec czego zmierzyłam jej temperaturę. Na wyświetlaczu - 38,8! Nie czekałam już na nic i podałam jej lekarstwo na zbicie. Postanowiliśmy nie panikować i obserwować ją przez ten pierwszy dzień, by zobaczyć co się z tego rozwinie. Mai wychodzą 4 zęby na raz więc myśleliśmy, że gorączka jest spowodowana ząbkowaniem. 
No niestety - gorączka nie ustępowała, praktycznie poniżej 38 stopni nie schodziła. Poszliśmy więc na drugi dzień do przychodni. Pani Doktor żadnego stanu zapalnego nie wybadała, mieliśmy ją tylko obserwować 
i zbijać temperaturę. Zrobiliśmy również morfologię, z której wyszło, że ma ostrą infekcję wirusową, co więc mogło oznaczać właśnie trzydniówkę. Pomiędzy skokami temperatury miała nadal dobry humor, chęć do zabawy oraz apetyt. 
W czwartej dobie wyszły jej krostki na szyi i plecach. Wyglądały jak potówki. Gorączki od rana nie miała. Na wieczór była już intensywnie obsypana, zwłaszcza na tułowiu i brzuszku. Wtedy właśnie skakałam
z radości, bo już było pewne, że ta wysoka temperatura spowodowana była trzydniówką (a nie jakimś innym niezidentyfikowanym wirusem), na którą dziecko choruje tylko raz! 

Jak poradziliśmy sobie z wysoką temperaturą?
Gorączka trzymała się nas trzy dni. Nie zmniejszała się poniżej 37,8, choć średnio wynosiła 38,3. Bardzo trudno było nam ją zbić. Ustępowała mniej więcej po 2 godzinach od podania leku. Podawaliśmy jej czopki praktycznie co 4 godziny i już przy 38,6, bo później bardzo szybko rosła. Robiliśmy zimne okłady (karczek, pachwiny), a jeśli to nie pomagało chłodną kąpiel. Mówi się, że temperatura wody w wanience powinna być
o dwa stopnie niższa od temperatury ciała, ale kto będzie myślał o termometrze do wody, gdy dziecko ma ponad 39 stopni. My robiliśmy przyjemnie letnią kąpiel, tak by dziecko nie dostało szoku termicznego, ale by woda pomogła ochłodzić rozpalone ciałko. Akcję z wanienką mieliśmy nawet o północy, gdy po 1,5 godziny od leku temperatura nadal rosła. Maja zresztą mimo wysokiej temperatury była zadowolona z możliwości popluskania się z kaczuszkami i żabkami, a ta metoda obniżania gorączki wg nas jest całkiem skuteczna. 

Należy pamiętać, że leki na zbicie gorączki można podawać:
- co 4 godziny, ale tylko wtedy gdy jedna dawka to lek z ibuprofenem, a następna (po 4 godzinach) to paracetamol;
- co 6 godzin - ten sam lek przeciwgorączkowy

Dziecko powinno bardzo dużo pić, by nie doszło do odwodnienia.

Dużo stresu, ale już na szczęście po wszystkim! Już nawet dolne trójki do nas kukają! :)

1 komentarze:

  1. Jeszcze mała rada z doświadczenia wzięta: najlepiej nie podawać leku przeciwgorączkowego w syropie zaraz po jedzeniu, bo dziecko może zwymiotować. Gdy nie można czekać, lepiej podać czopek.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!