środa, 13 sierpnia 2014


Za górami, za lasami, żyła sobie pewna Mama, która:

  • czytała etykiety produktów, odkładając na półkę te, które kipiały konserwantami i e. e. e;
  • sprawdzała składy kosmetyków, by nie miały parabenów i innych chemikaliów;
  • gotowała dziecku posiłki, bez soli, z małą ilością cukru, lekkostrawne, ograniczała słodycze;
  • kontrolowała kolejność wprowadzania nowych produktów w pierwszym roku życia dziecka, konsultując się ze schematem żywienia opracowanym przez polskich pediatrów;
  • burżuazyjnie zakładała dziecku na pupę pieluchy "pampersa", a nie jakieś tańsze odpowiedniki; 
  • chodziła z dzieckiem do miejskiego basenu, ba! do tego z instruktorem, zamiast rozłożyć mały, dmuchany na środku pokoju;
  • wycierała dziecku ręce chusteczką po tym jak się bawiło na dworze, a zanim dostało do ręki banana;
  • podczas jazdy samochodem usadawiała dziecko w foteliku, a nie trzymała na kolanach (nawet jeśli to było tylko 5 minut drogi);
  • podawała do picia wodę niegazowaną i to jeszcze niskozmineralizowaną (?!), a nie soki owocowe;
  • gdy niemowlę miało kolki, zamiast faszerować go ohydną, przesłodzoną herbatką koperkową, sama piła ją litrami, by dziecko otrzymało to co potrzebne z jej mlekiem;
  • uważała na to co jadła gdy karmiła piersią - zwłaszcza na początku nie jadła smażonego, tłustego, ciężkostrawnego jedzenia, nie piła gazowanej pepsi, odżywiała się zdrowo i racjonalnie;
  • sprawdzała czy przedmioty dziecięcego użytku były wolne od Bisfenolu A (BPA 0%);
  • wracała do domu, kiedy dziecko dawało sygnały, że chce spać, a nie siedziało do 24 na grillu;
  • prała dziecięce rzeczy w proszku dedykowanym dla dzieci i prasowała je później skrupulatnie;
  • opóźniała dzień, w którym poszła zaszczepić dziecko szczepionką MMR - bo naczytała się o niezidentyfikowanych odczynach poszczepiennych i się najnormalniej w świecie o swe dziecko bała;
  • Bóg jeden wie, co jeszcze ta Mama robiła, by świadomie i mądrze pielęgnować i wychowywać swoje najukochańsze dziecko;
Co na to opinia publiczna?
Ta Matka z opisu powyżej, to jakaś paranoiczka, panikara i zdziwiara. Nie daje dziecku żyć normalnie, ogranicza jego dzieciństwo. Mieszczanka wydaje kasę na pierdoły, bo jeśli można nie przepłacać, to po co to robić. Po co wyciera dziecku ręce po tym, jak się przewróciło na gołębie odchody, skoro w przedszkolu nie będą się z nim tak pitolić. Z jakiego powodu medytuje pół dnia w sklepie, gapiąc się na etykietę produktów dla dzieci - skoro leży on na półce dla dzieci, to jest dla dzieci - zresztą dziecko od małego trzeba przyzwyczajać do normalnego, dorosłego życia. Co z tego, że ma pół roku - jest wigilia to pierogów z grzybami musi spróbować, tradycji musi stać się za dość. Matka z opisu powyżej to zdecydowanie wariatka! 

Konkludując:
Czy lepiej, by macierzyństwo było mądre i świadome?
Co jest bardziej korzystne? Wiedzieć/ udawać, że się nie wie/ czy po prostu nie wiedzieć?
Może zdrowiej byłoby nie być świadomym, mądrym, poszukującym rodzicem? Zaoszczędzimy czas, pieniądze, będziemy wolni od stresu, będziemy szanowani w środowisku rodziców, którzy dają dziecku żyć.

To be or not to be?



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!